Mówi mama dziecka, Violetta Kijas:
Przyszliśmy w pieszej pielgrzymce z Żywca, by podziękować Panu Bogu i Matce Boskiej Gidelskiej za łaskę uzdrowienia naszego synka.
Było tak źle, że pierwszy rok jego życia wspominamy po prostu jak koszmar. Chorował na astmę, miał wielokrotnie przetaczaną krew, był bardzo słaby i przez cały czas się dusił. Zdarzało się, że w domu przebywał jakieś trzy dni w miesiącu, a pozostały czas musiał spędzić w szpitalu pod opieką lekarzy.
Ostatnią deską ratunku stała się dla nas pielgrzymka. Trzy lata temu tu w Gidlach modliliśmy się gorąco o jego zdrowie. Zaraz po wyjściu z bazyliki poszliśmy pod kapliczkę, gdzie odbyła się koronacja figurki w 1923 roku. Dziecko jechało na wózku, to był wieczór, byliśmy już po Mszy świętej i różańcu. Tam przy kapliczce daliśmy synkowi do popicia pochodzące z obmycia figurki winko.
Wkrótce nasze gorące modlitwy zostały wysłuchane. Po powrocie z pielgrzymki żyliśmy przez cały rok w spokoju. Nasz synek poczuł się lepiej, nie dostawał już ataków duszności, jego stan bardzo się poprawił. Było to jakby nie to samo dziecko. Aż do maja następnego roku nie miał w ogóle ataków duszności, nie trzeba było podawać leków. Potem zdarzył się jeden atak, ale już nie tak poważny.
Dzisiaj Matce Bożej Gidelskiej gorąco dziękujemy za to, że nasze dziecko jest zdrowe i wreszcie może zapomnieć, co to szpital. Pozostaje oczywiście pod kontrolą lekarską, ale funkcjonuje normalnie, nie ma duszności, chodzi jak inne dzieci do przedszkola, biega, dobrze się rozwija. Pani doktor była bardzo zdziwiona tak radykalną poprawą jego zdrowia. Jesteśmy wszyscy bardzo szczęśliwi i Matce Bożej Gidelskiej ogromnie wdzięczni.
O gidelskim sanktuarium – mówi ojciec dziecka, Marek Kijas
– dowiedziałem się od swoich rodziców i od brata, który mnie tutaj po raz pierwszy przyprowadził. Potem przybyłem sam, prosząc Matkę Bożą o pomoc w znalezieniu pracy. Co się okazało – zaraz po moim powrocie
z pielgrzymki przyjechał do mnie szef, oświadczając, że jest praca dla mnie. Kiedy potem żona, będąc w ciąży, miała wielkie problemy zdrowotne, a mówiąc wprost – sytuacja była prawie beznadziejna, przyjechałem tutaj prosić o jej zdrowie i szczęśliwe rozwiązanie. Lekarze nie potrafili pomóc, mówili mi, że żona może przy porodzie umrzeć. Doradzali usunięcie dziecka. Nie zrobiliśmy tego. Bardzo się jednak bałem o nich oboje. Wziąłem gidelskie winko i zacząłem je podawać żonie. Wszystko ułożyło się dobrze. Żona jest zdrowa i dziecko również. Teraz dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej Gidelskiej za łaskę obdarowania zdrowiem żony i dziecka. Bóg zapłać.
Gidle, 28 sierpnia 2004