Przyjechaliśmy do sanktuarium Matki Bożej w Gidlach z Warszawy, z parafii Zesłania Ducha Świętego na Żoliborzu, aby podziękować Gidelskiej Lekarce za uzdrowienie naszej wnuczki Magdy.
Wszystko zaczęło się w 2002 roku. Ośmioletnia wówczas Magda zachorowała.Były to„jakieśdolegliwości żołądkowe”.Rodzice udali się z dzieckiem do lekarza, który zapisał leki, zalecił obserwować i czekać na poprawę. Gdyby takowa nie nastąpiła, polecił oddać dziecko do szpitala, sugerując stan zapalny wyrostka robaczkowego. Tak też się stało. Magda znalazła się w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Niekłańskiej, gdzie natychmiast została poddana operacji usunięcia wyrostka. Po otwarciu jamy brzusznej usunięto, jak się później okazało, zdrowy wyrostek, ale znaleziono „coś jeszcze”, Lekarze stwierdzili, że dziecko ma guza rakowego w brzuszku, na jelitach. Wówczas nie precyzowano dokładnie, co to za guz. Pobrano materiały do badania histopatologicznego, aby dokładnie zdiagnozować pochodzenie guza. Stwierdzono nowotwór węzłów chłonnych – tzw. chłoniak.
Diagnoza była szokująca. Zdecydowano, że dziecko musi zostać przewiezione do Centrum Zdrowia Dziecka w Aninie koło Warszawy, niestety na oddział onkologii. W domu zapanowała rozpacz. W dalszym ciągu z niecierpliwością czekaliśmy na ostateczne wyniki badań. Magda przebywała już kolejną dobę na „onkologii”. Jesteśmy ludźmi wierzącymi, więc w tak poważnej sytuacji zagrożenia życia dziecka, zaczęliśmy się całą rodziną modlić o uzdrowienie. W tym momencie uświadomiłam sobie, że w Gidlach mamy przecież najcudowniejszą z matek – Matkę Bożą Gidelską, Uzdrowienie chorych. Wykonałam telefon do klasztoru Ojców Dominikanów w Gidlach, a była to Wielka Środa. Natychmiast przyjęto moją intencję, za co jestem Czcigodnym Ojcom niezmiernie wdzięczna. Poinformowano mnie, że nasza intencja będzie przedstawiona Matce Bożej w Wielki Czwartek, podczas ostatniej w tym dniu Mszy św. o godz. 18. Przez cały czas Mszy świętej o zdrowie Magdy byłam myślami w sanktuarium Matki Bożej w Gidlach. Jednocześnie „dziwnym zbiegiem okoliczności” w Wielki Czwartek dotarła do nas wiadomość, że nazajutrz będzie ponownie wykonywana biopsja z jamy brzusznej, ponieważ wyniki badań, które uzyskano, były „niejasne”. Określono je mianem nieudanych. Sugerowano powtórzenie.
Dla nas był to sygnał, że dzieje się coś niezwykłego i dalej trwaliśmy na modlitwie. W Wielki Piątek rano – biopsja i niejasności ciąg dalszy. Brak przejrzystości w jamie brzusznej i tym samym konieczność jej otwarcia, czyli druga operacja w ciągu pięciu dni. Magda ponownie znalazła się na stole operacyjnym w Wielki Piątek około godz. 10 rano. A my? Całą rodziną gorąco modliliśmy się do Matki Bożej Gidelskiej, odmawiając różaniec. Operacja trwała. I nagle w trakcie naszej modlitwy otrzymaliśmy informację od znajomej lekarki, obecnej na sali operacyjnej (na moment wyszła z sali, aby nas pocieszyć): „Nie płaczcie, nie martwcie się. To, co znaleziono
w jamie brzusznej, nie jest nowotworem złośliwym”. (A chcę nadmienić, że guz miał średnicę 11 cm). Pojawił się wówczas cień radości i nadziei, że wszystko będzie dobrze, a przede wszystkim świadomość, KTO nam pomaga. Po kilkunastu minutach druga informacja – jest dobrze. I tak o godz. 15.15 w Wielki Piątek Magdalena opuściła salę operacyjną. Wnuczka powoli dochodziła do zdrowia. Po dziesięciu dniach opuściła Centrum Zdrowia Dziecka z werdyktem – komórek nowotworowych nie znaleziono. Wykluczono w ogóle ich obecność w organizmie Magdy. Operacja wyrostka była niepotrzebna, ale już się stało. A wcześniej stwierdzono u Magdy chłoniaka! Wnioski pooperacyjne były dla nas bardzo zaskakujące. Stwierdziliśmy, jako rodzina, że to, co się stało w Wielki Czwartek i Wielki Piątek w organizmie dziecka, to nic innego jak cudowne uzdrowienie naszej Magdy z nowotworu jelita. Dlatego przybyliśmy gorąco Matce Bożej Gidelskiej za to podziękować.
Małgorzata Urzyczyn, babcia Magdy
Gidle, 25 października 2004