W sierpniu 1991 roku po raz kolejny wyruszyłam z Warszawską Akademicką Pielgrzymką Diecezjalną na Jasną Górę.
Była tam również grupa młodych rosyjskich intelektualistów –lekarzy, dziennikarzy, artystów
i prawników. Ks. Zygmunt Niewęgłowski powierzył mi tych ludzi, by pomóc im w duchowym przeżyciu pielgrzymki. Okazało się, że są to osoby, które
o Bogu i Matce Najświętszej nie wiedzą prawie nic. Oni szli głównie na spotkanie z Ojcem Świętym. Jan Paweł II wyraził bowiem pragnienie, aby również i młodzi zza wschodniej granicy wzięli udział w VI Światowym Dniu Młodzieży w Częstochowie. W drodze nawiedzaliśmy sanktuaria Matki Bożej, zatrzymując się na odpoczynek i na modlitwę. Opowiadałam tym młodym Rosjanom o Panu Bogu, o Matce Najświętszej. Zachęcałam ich do modlitwy różańcowej. Oni zadawali mi wiele pytań, po czym z godną podziwu uwagą wsłuchiwali się w moje odpowiedzi. Uczestniczyli we wspólnych modlitwach, katechezach głoszonych w czasie pielgrzymki.
Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nigdy wcześniej ani później nie miałam tak wspaniałych słuchaczy, tak bardzo spragnionych wszystkiego, co jest związane z Bogiem.
Wśród młodych rosyjskich intelektualistów była pewna dziennikarka. Odnosiłam wrażenie, że jej zadaniem jest pilnowanie swoich towarzyszy, aby w czasie pielgrzymki ich „jedynie słuszny światopogląd” nie uległ „wypaczeniu”. Zadawała więc nasączone złośliwością podchwytliwe pytania. Próbowała podważyć moje argumenty. Jeszcze przed dojściem do miejscowości Gidle zdążyłam im opowiedzieć o znajdującej się w kaplicy Sanktuarium figurce Matki Bożej Gidelskiej, którą opiekują się ojcowie dominikanie. Zapoznałam ich z historią znalezienia tej figurki, opowiedziałam o wielu uzdrowieniach, o tym, jak dobra jest Matka Najświętsza dla ludzi cierpiących. Nie pominęłam też historii uzdrowienia mojego syna Adasia. Kiedy o tym wszystkim mówiłam, widziałam w ich oczach zadziwienie,
a z ust jednego z padły słowa: „Taka maleńka, a uzdrawia?”. Tylko dziennikarka uśmiechała się ironicznie, jak to zwykle robią ludzie niewierzący.
W Gidlach jedynie nasza grupa, ze względu na Rosjan, weszła do samej kaplicy. Zajęli tam miejsca i z zaciekawieniem przyglądali się maleńkiej figurce. Jedna tylko dziennikarka przylgnęła do kraty u wejścia do kaplicy. Twarz wcisnęła między pręty i trwała tak w bezruchu. Jej wzrok był skierowany w centralny punkt ołtarza, gdzie umieszczona była figurka Matki Bożej Gidelskiej. Mijał czas, inni pielgrzymi dawno już opuścili kaplicę, a ona w dalszym ciągu tkwiła wpatrzona w figurkę, nie reagując na moje ponaglanie do wyjścia. Kiedy się do niej zbliżyłam, spostrzegłam, że dzieje się z nią coś niezwykłego, co trudno jest określić słowami. Samochód
z napisem „Koniec pielgrzymki” czekał cierpliwie przed kościołem. Inni pielgrzymi już poszli do przewidzianych na nocleg miejsc.
Po bardzo długim trwaniu w bezruchu kobieta osunęła się na kolana, po czym jakby nic nie rozumiejąc, pozwoliła się odprowadzić do drzwi kościoła. W drodze nikt nie mógł się do niej zbliżyć, bo zaraz przystawała,
a na jej twarzy malował się dziwny grymas, świadczący o jakiejś wewnętrznej walce. Tak było do samego końca pielgrzymki. Po dwóch dniach, wieczorem 14 sierpnia, na Osiedlu Aniołów w Częstochowie, byłam świadkiem, jak ta rosyjska dziennikarka przyjęła sakrament chrztu świętego.
Poczułam w sercu wielką radość i wdzięczność, gdy odkryłam, że ta „Malutka, ale w cuda potężna”, „Gidelska Pani” nie tylko uzdrawia ludzi
z najprzeróżniejszych chorób, ale leczy również człowiecze dusze, a nawet kruszy kamienne i twarde serca.
Młoda rosyjska dziennikarka wyruszała na pielgrzymkę jako osoba niewierząca i atakująca wszystko, co związane z Panem Bogiem. Przed Matką Bożą Jasnogórską stanęła już jako ochrzczony człowiek i wraz z młodzieżą z całego świata zaśpiewała Bogu w obecności Ojca Świętego Jana Pawła II hymn dziękczynienia: „Abba – Ojcze”.
Za to wszystko Bogu niech będą dzięki!
Elżbieta Rudnicka – Żychlin
Gidle, Nabożeństwo o uzdrowienie, 4 września 2005